4.11.14

Pożyteczne nie tylko dla wielojęzyczka

Czytam sobie co jakiś czas z zapartym tchem parę publikacji z  projektu "Dzikiej jabłoni" (Strona projektu) z serii "Przygody z książką". I nie zaprzeczę, że jestem pod wrażeniem. Poprostu dla takich projektów warto mieć internet, laptop i też swojego bloga...:-)
Miło mi się oczywiście też w środku robi i uśmiecham się do siebie, bo wyobrażam sobie, że i za jakiś całkiem niedługi czas i ja z Alicją i Krokodylkiem wystartujemy w tego typu projektach :-) Nawet dla samych siebie, nawet jak nie uda się pisać na blogu o tym...


Nasza 10 miesięczna Alicja też posiada już kolekcję własnych książek i książeczek w trzech językach, to jednak czasem mam wrażenie, że nie zdażymy jej jakiejś ciekawej publikacji może kupić, zamówić, zdobyć. Czasem myślę, że to trochę "wariactwo" chcieć jej tyle książek kupwać i gdzie je układać, ustawiać, hhmm? My doroślaki na przykład po dyskusjach kupiliśmy sobie czytnik, żeby nie kupować każdej zachciewajki (książki papierowej czasem dużej, ważącej) podczas pobytu w Polsce lub w Hiszpanii. Najbardziej chyba chodzi nam o miejsce w mieszkaniu dla książek i wizje kolejnych przeprowadzek...

Czasem myślę, że trzeba znaleść jakiś sposób na rozwiązanie dla takiej trójjęzycznej lub wielojęzycznej rodziny jaką jesteśmy my.  
I chyba wymyśliłam :-)

Wiele, wiele ciekawych publikacji, książeczek, rymowanek, wierszy itd. da się znaleść i legalnie ściągnąć w internecie. Jeśli mamy możliwość wydrukowania, to pierwszy krok za nami. Z doświadczenia napiszę i poradzę, że takich ładnych kolorowych i lekkich wydrukowanych kartek lepiej nie małemu dziecku czy maluchowi nie dajemy. Nawet w tych ochronnych koszulkach foliowych nie pomagało - Alicja chiała je jeść i było to łatwe. Jedynym ratunkiem okazało się laminowanie. Efekty są super.

U nas najładniejsze efekty i najbardziej używanym tekstem jest "Pierwsza Książka mojego dziecka"  Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”. 



"Pierwsza książka mojego dziecka" do ściągnięcia w formacie PDF na stronie Fundacji.
http://www.calapolskaczytadzieciom.pl/pkmd

A no podpisywanie przydaje się do ładnych obrazków, gdzie sami możemy decydować ile treści chcemy umieścić. My na przykład jesteśmy na etapie samogłosek.

Epokę drukowania, laminowania i podpisywania u nas w domu uważam też już oficjalnie za otwartą.

3 Kommentare:

  1. Przyznaję rację, że wielkie ilości książek to szaleństwo, ale ja przynależę do grupy książkowych szaleńców i doszłam do wniosku, że jak już ciągle muszę coś kupić dla małej (własne jakieś uzależnienie) to książki lepiej mi się pomieszczą niź nowe zabawki :-) Kwestię ilości też widzę inaczej, jak z jednego pudła książek zrobią się dwa, to się zacznę zastanawiać :-) Postaram się nie nazbierać trzech.. Jak midziecko podrośnie to biblioteka będzie obowiązkowa. Na razie kocham mieć książki dla małej, sama sobie też kupuję ebooki. Powiem Ci jednak, że jak codziennie staram się 15 minut czytać Misi, to doceniam dostęp do większej kolekcji bo mam większą motywację i przyjemność i mała się nie nudzi (nie wyrywa mi książki z rąk i nie rzuca na ziemię..). Przyznam, że drukowanie, laminowanie i podpisywanie jest fajną alternatywą i ma te zalety, o których piszesz. Na pewno sama pogrzebię za pozycjami jak ten pdf od Cała Polska Czyta Dzieciom, dla równowagi w moim szaleństwie :-) Zaznaczę tylko, że nie kupuję co popadnie. Książki, które kupuję, wybieram starannie. Wiele naszego zbioru to prezenty, i tu znów wolę księżki niż nowe zabawki. W przyszłości też mam nadzieję tworzyć z Misią własnoręcznie książeczki takie jak widziałam u dziewczyn z projektu Dzikiej Jabłoni. Tam są naprawdę cuda!

    AntwortenLöschen
    Antworten
    1. Aaa! I już wiem co chcę od męża na Święta- laminator! :-)

      Löschen